Zapamiętany jako wielki fałszerz, niedoceniony jako malarz, Hans van Meegeren udowodnił, iż może zmylić najlepszych badaczy i znawców sztuki. Meegeren to z pewnością znakomity artysta, który niestety urodził się nie w tych czasach co trzeba. W początkach XX wieku, kiedy w sztuce dokonywano przełomów, a na salonach królowały wszystkie możliwe –izmy, van Meegeren skrupulatnie rozwijał swój talent tworząc jeszcze w duchu XVII wiecznych mistrzów. Ówczesna krytyka nie doceniała jego twórczości, określając go jako zwykłego kopistę dzieł dawnych. I chociaż recenzje chwaliły biegłość Hana jako rysownika, były jednak druzgocące: „Uzdolniony rzemieślnik, który wypracował styl oparty na elementach malarstwa renesansowego i ma wszystkie zalety oprócz oryginalności”. Chcąc udowodnić swoją wartość, postanowił, w akcie zemsty, sfałszować dzieła najwybitniejszego malarza XVII wieku – Jana Vermeera. Zdecydował się podrobić prace tego artysty, gdyż czuł z nim pewne pokrewieństwo dusz. Identyfikował się z nim, ponieważ tak, jak Vermeer został zapomniany przez znawców i krytykę po śmierć, tak Han doznawał tego za życia. Był jeszcze jeden element, który dodatkowo sprawiał, że Vermeer był odpowiednim wyborem – życie malarza owiane było aurą tajemniczości. Wiedza na jego temat była niepełna. Nie prowadził warsztatu, ani nie miał uczniów. Przypisuje mu się niewiele ponad 30 obrazów i zdaniem Meegerena niejeden „znawca” pokusiłby się na odkrycie dzieł dawnego mistrza.
Na początku wykonał kilka prac studyjnych, dla eksperymentu. Znajomość narzędzi i warsztatu siedemnastego stulecia stanowiła wiedzę tajemną, którą Han miał świetnie opanowaną i to ona była kluczem do jego sukcesu. Dla sprawdzenia swoich umiejętności namalował „Kobietę i mężczyznę przy szpinecie”. Dzieło to nie było kopią Vermeera, a pastisz nawiązujący do prac dawnego mistrza. Oszustwo się udało. Obraz sprzedano za cenę 40 000 guldenów. Następnie Meegeren zaczął stopniowo wprowadzać kolejne obrazy na rynek sztuki. Wśród krytyki zaczęło się robić zamieszanie. Pojawiały się nowe i nowsze teorie dotyczące pochodzenia „nieodkrytych Veermerów”. Wkrótce van Meegeren postanowił do jednej z tych teorii stworzyć obraz i w ten sposób utrzeć nosa niesprawiedliwej krytyce. Ówczesny autorytet w dziedzinie sztuki – Abraham Bredius stworzył hipotezę, zgodnie z którą młody Vermeer odbył podróż do Włoch, pod wpływem której stworzył kilka płócien o tematyce religijnej i z których przetrwało tylko jedno. Ten moment należał do Meegerena. Przygotowania trwały sześć lat. Rozpoczął od zgromadzenia odpowiedniej literatury dotyczącej techniki Vermeera i materiałach przez niego używanych. Obowiązkową lekturą okazała się książka A. M. de Wilda, opisująca naukowe metody badania obrazów, która wyczerpująco objaśniała najnowsze odkrycia w dziedzinie chemicznej analizy pigmentów oraz zastosowania światła ultrafioletowego i fotografii rentgenowskiej przy wykrywaniu fałszerstw.
Han van Meegeren „Kobieta czytająca nuty” 1935-36, fałszywy Vermeer
Johannes Vermeer „Czytająca list”, 1662-1665
Dla osiągnięcia wiarygodnego efektu, Han postanowił sam przygotować farby. Używał gumiguty z żywicy tamaryndowca, ochry żółtej z tlenku mineralnego, z tlenku rtęci wydobył cynober, paloną sjenę, karmin robił ze sproszkowanych pluskwiaków z gatunku koszenila. Czerń stosował w niewielkich ilościach, gdyż wiedział, że Vermeer jej nie używał. Najważniejsze było uzyskanie ultramaryny, koloru powstałego z niezwykle drogiego surowca lapis lazuli, której mistrz nie szczędził w swych obrazach. W XX wieku dostępne były pędzle z włosia sobolowego, jednak w XVII wieku stosowano pędzle z włosia borsuczego. Pozostałe na płótnie pojedyncze włoski mogłyby zdradzić fałszerza, gdyby poddane badaniom zdradziły swoje pochodzenie. W związku z tym, Meegeren wykonał je sam, z pędzli do golenia. Kolejnym punktem w przygotowaniu falsyfikatu, było płótno. W sklepie z antykami dostał XVII wieczny obraz, którego warstwę malarską zdarł przy pomocy wody z mydłem i pumeksu. Wszystko szło zgodnie z planem. Pozostały dwa najtrudniejsze etapy: uzyskanie wiarygodnej krakelury oraz otrzymanie farby, odpornej na testy alkoholowe. Do pierwszego celu sam skonstruował piecyk, który pozwolił mu na utrzymanie stałej temperatury oraz odprowadzenie oparów żywic na zewnątrz. Aby uzyskać właściwe spękania na powierzchni malarskiej, wymyślił że muszą one powstawać stopniowo, warstwami. Dlatego każda cienka warstwa nakładana na obraz wypalana była osobno. Drugi problem dostarczył sporo nerwów i eksperymentów. Każdorazowe wypalanie farb kończyło się fiaskiem: kolory blakły lub ciemniały, a płótno przypalało się. W końcu zdecydował się spróbować zastosować substancję zwaną bakelitem, z której fabrycznie otrzymywano plastik. Ten pomysł wreszcie przyniósł pożądany efekt! Płótno nie przypaliło się, kolory pozostały bez zmian, próba alkoholowa wyszła pomyślnie. Han w swoim dziele połączył charakterystyczne cechy twórczości Vermeera: technikę, kolorystykę, znane motywy oraz tematykę i powstał obraz „Wieczerza w Emaus”. Ze względu na nietypowość obrazu, nie mógł on być falsyfikatem. Tamtejszy znawca Bredius uznał dzieło za oryginał.
Han van Meegeren „Wieczerza w Emaus” 1937, fałszywy Veermer
Dyrektor oraz główny konserwator Muzeum Boymans w Rotterdamie podziwiają nowo odkryte dzieło Vermeera, które osiem lat później okazuje się być falsyfikatem. Źródło: http://www.meegeren.net
Hans van Meegeren swoimi umiejętnościami i świetną znajomością twórczości Veermera, stworzył tak doskonały pastisz, że uznano go za bezwzględny autentyk i sprzedano za 520 000 tysięcy guldenów.
Inne dzieła van Meegerena:
„Grający w karty” 1938-39, fałszywy de Hooch
„Kobieta grająca na lutni”, 1935-36, fałszywy Vermeer
Opracowane na podstawie: F. Wynne, To ja byłem Vermeerem, Poznań 2007
AF
Nie rozumiem, jak ten ciężko malowany,toporny pozbawiony wdzięku i lekkości , źle zakomponowany, z toksycznym kolorem gniot można było pomylić z Vermeerem. Przecież fake aż bije po oczach.
Dzieło to jest nieporównywalne z późniejszymi pracami Mistrza z van Delft, jednak młody Vermeer (zgodnie z hipotezą Brediusa) pod wpływem malarstwa włoskiego, mógł stworzyć coś na podobieństwo obrazu Hansa van Meegerena. Ponadto to był moment w którym bardzo chciano dopasować obraz do teorii 🙂
Dokładnie, paleta Meegerena jest mroczniejsza, przedstawianie postaci, a zwłaszcza twarzy zupełnie inne. To widać, słychać i czuć.
Pingback: Different approaches to authenticity – Global Heritage