Generalnie zaczyna się od zafałszowań a kończy na fałszerstwie. Granice są tu płynne. W związku z słuszną uwagą niemieckiego dziennikarza Franka Arnau, należy ów granice uściślić. Wraz z postępem rozwoju sztuk plastycznych, rozwinęło się kilkanaście metod i sposobów, które utrudniają odróżnić to co prawdziwe, od tego co fałszywe.
Falsyfikat to świadome naśladowanie dzieła sztuki określonego autora lub okresu, uprawiane przeważnie z chęci zysku poprzez sprzedaż takiego wytworu jako autentyku. Celem autora takiego wytworu będzie upozorowanie autentyczności obrazu, poprzez podobieństwo kompozycji, jego faktury, kolorytu, a nawet objawów starzenia się dzieła. Ponadto, częstym przypadkiem jest także podrabianie podpisu artysty, co sprawia że obraz (zgodnie z łacińskim tłumaczeniem falsificus) jest sfałszowany. Autorka terminu falsyfikat zauważa także, że pojęcie to, nie mieści w sobie definicji kopii. Są to dwie odmienne techniki. Zatem można uznać, iż falsyfikat jest najwyższym stopniem fałszerstwa, ponieważ w całości zafałszowuje oryginalne dzieło, udając coś, czym nie jest oraz tworzony jest z chęci zysku, a sprzedaż fałszywego zabytku według litery prawa podlega karze. Istotne jest podkreślenie, że działanie autora jest świadome i celowe.
Portret Teofila Trzcińskiego – Witkacy, oryginał i falsyfikat.
Samo zjawisko falsyfikatu od lat nie daje spokoju krytykom, naukowcom, kolekcjonerom. Na łamach prasy, a także wśród zainteresowanych pojawiają się dyskusje czy dobrze wykonany falsyfikat może być nowym dziełem sztuki, czy jest tylko rzemieślniczym wytworem indolentnego artysty, który niszczy wartość kopiowanego dzieła? Zdania są podzielone. Dla kolekcjonerów i miłośników sztuki jest to z pewnością zmora. Dla niezrozumianych i niedocenionych artystów bywa jedynym sposobem na udowodnienie swoich artystycznych umiejętności i utracie nosa krytyce. Natomiast dla znanego historyka sztuki, profesora Karola Estreichera falsyfikat: z estetycznego punktu widzenia nie istnieje, ponieważ każdy falsyfikat może być dziełem sztuki, i to niekiedy doskonalszym niż oryginał . Jest w tym twierdzeniu ziarnko prawdy, ponieważ falsyfikat nie degraduje statusu artysty. Przeciwnie, trzeba być doskonałym artystą, aby móc fałszować. Warto także przytoczyć uwagę Jana Świeczyńskiego, który dodaje, iż oddziaływanie artystyczne falsyfikatu może być równie skuteczne, jak oryginału. To pewne, co do skuteczności niektórych sfałszowanych dzieł, nie ma wątpliwości. A ocena dzieła sztuki jest zależna od indywidualnego ustosunkowania się do przedmiotu.
Tom Keating – inspiracja Claude Monet.
Oprac. na podstawie:
Frank Arnau, Sztuka fałszerzy- fałszerze sztuk. Trzydzieści wieków antykwarskich mistyfikacji. Wyd. Artystyczne i Filmowe Warszawa 1988;
Słownik terminologiczny sztuk pięknych, wyd. 5, PWN Warszawa;
Karol Estreicher, Historia sztuki w zarysie, Wyd. PWN Kraków 1986;
Jan Swieczyński, Grabieżcy kultury fałszerze sztuki, Wyd. Radia i Telewizji, Warszawa 1986.
AF
Pingback: Rybak z siecią wątpliwości | Zabytkoznawcy sztuki